Władze Sosnowca nie zamierzają zwalniad z dyrektorskiego stanowiska lekarki oskarżonej o przyjmowanie łapówek i fałszowanie tysięcy dokumentów. – Nie ma jeszcze wyroku – tłumaczą. Pracownicy przychodni są oburzeni
Skandal w przychodni wybuchł ponad dwa lata temu. Wyszło na jaw, że zatrudniona w placówce laryngolog Urszula R. (jednocześnie sosnowiecka radna) w zamian za łapówki fałszowała dokumentację medyczną. Zagrożeni zwolnieniami górnicy i hutnicy płacili jej po kilka tysięcy złotych za spreparowane dokumenty, zaświadczające, że od kilku, a nawet kilkunastu lat leczyli głuchotę. Z takimi papierami bez trudu dostawali rentę.
Mimo szeroko zakrojonego śledztwa, Sąd Okręgowy w Katowicach już po kilku tygodniach uchylił areszt wobec lekarki. Urszula R. przez cały czas nie tylko pracuje w przychodni Milowice jako lekarka, ale zachowała też stanowisko wicedyrektorki do spraw medycznych. – Dlaczego mielibyśmy zwalniad ją ze stanowiska, skoro prokuratura nie wnioskowała o żaden środek zapobiegawczy? – pyta Andrzej Wieja, naczelnik wydziału zdrowia Urzędu Miejskiego w Sosnowcu.
Innego zdania są podwładni Urszuli R. – Taka osoba decyduje, kogo należy zwolnid lub przesunąd na inne stanowisko. To jest kpina!
– Myślą, że pracownicy są ślepi i głusi, a my po prostu boimy się o pracę – dodają.
Od kilku tygodni gotowy jest już akt oskarżenia przeciwko Urszuli R. Wieja zaznacza jednak, że akt oskarżenia to nie to samo, co wyrok. – Media domagają się, żeby prezydent linczował pracowników. Nasza filozofia działania jest inna. Póki nie ma wyraźnych przesłanek, nie będzie żadnych decyzji – tłumaczy.
Chcieliśmy o sprawie rozmawiad z Urszulą R. Do telefonu podszedł jednak jej mąż. – Nie życzymy sobie, żeby paostwo do nas dzwonili – powiedział i rzucił słuchawką.

Judyta Watoła

Dodaj komentarz